22.07.2016 Robinson Fighter RD

Od dłuższego czasu szukałem niedrogiego, ale solidnego kołowrotka do łowienia metodą odległościową. Oferta różnych firm w tym segmencie jest naprawdę bogata i nawet dysponując budżetem rzędu 100-150zł, możemy nabawić się od niej bólu głowy. Niektóre propozycje są, powiedzmy delikatnie kiepskie, inne z kolei ciekawe, a wręcz kuszące. Traf chciał, że na początku czerwca trafił do mnie tani kołowrotek Robinson Fighter w rozmiarze 254RD. Postanowiłem sprawdzić, na ile naprawdę stać tą maszynkę.

Charakterystyka ogólna

W zestawie z kołowrotkiem otrzymujemy dwie szpule: jedną aluminiową i drugą grafitową, co nie jest dużym zaskoczeniem w tym segmencie cenowym. Obie szpule mogą zmieścić 200 metrów żyłki o średnicy 0,20mm, co przy tak niewielkim rozmiarze kołowrotka w zupełności wystarcza. Po wyjęciu z pudełka ukazuje nam się kołowrotek o ciekawym i eleganckim wyglądzie, co z pewnością można zaliczyć jako plus tego modelu. Producent postanowił połączyć kolor czarny i zielony, przez co kołowrotek wygląda nie tylko nowocześnie, ale jest również miły dla oka. Dodatkowo, hamulec oraz hamulec walki są lakierowane lakierem, dającym efekt tzw. lustra. Robinson Fighter RD pracuje na 4 łożyskach. Został wyposażony w tak zwany hamulec walki, wzmocniony kabłąk i precyzyjny hamulec multitarczowy. Takie informacje możemy znaleźć na pudełku „Wojownika”. A jak te informacje przekładają się na użytkowanie? Na to pytanie odpowiecie sobie po przeczytaniu artykułu do końca.

Pierwsze wrażenie – spinning

Konstrukcja Fightera i materiały, z których jest wykonany, pozwalają na użytkowanie go przy metodzie odległościowej, delikatnych zestawach gruntowych a nawet przy lekkim spinningu. Na początku, gdy wziąłem go do rąk zmartwiłem się jego niską wagą ponieważ ta, w połączeniu z niską ceną może sprawić, że kołowrotek nie podoła dużym rybom. Jednak bardziej mylnego. Na „pierwszy ogień” podczepiłem  kołowrotek pod lekki spinning. Jego waga była dużą zaletą przy długich kilkugodzinnych seansach ponieważ taki zestaw nie męczy ręki. W czasie swojej spinningowej kariery dobrze radził sobie z przynętami ważącymi do 12 gramów. Nie były mu straszne obrotówki z dużym skrzydełkiem i przyłowy w postaci szczupaków w przedziale 30-60cm.

Szukając mocy – metoda gruntowa

Następnie użyłem kołowrotka przy zestawie, dedykowanym do lekkiego gruntu z rosówkami  na końcu zestawu oraz 40gramowym ołowiem. Wtedy po raz pierwszy  planowałem wykorzystać hamulec walki z którym nie miałem dotąd nigdy okazji się zaznajomić.  Na pierwsze efekty długo nie musiałem czekać ponieważ około 23 na mój zestaw zawitał mały sum około 80cm, kołowrotek dobrze sobie poradził i hamulec walki spisał się bardzo dobrze na otwartej wodzie. Niestety dostałem srogą nauczkę ponieważ hamulec jest naprawdę precyzyjny i niestety niezbyt umiejętnie wyregulowałem go w ostatniej fazie holu. Ryba uciekła przez to w trzciny i zerwała żyłkę. Jednak kołowrotek nie „męczył się” przy takim przyłowie co dobrze wróżyło, przed próbami z metodą odległościową do której docelowo chciałem go wykorzystać.

Egzamin odległościowy

Odległosciówka o długości 3,9m., cw do 25gr. żyłka 0,16 i finezyjne łowienie to prawdziwy świat Fightera. Kołowrotek pomieścił około 250metrów żyłki 0,16 co daje spory komfort przy walce z większymi rybami i naprawdę dalekich rzutach. Dobry nawój żyłki jest bardzo istotny przy celnych rzutach spławikiem w punkt nęcenia i z tego zadania kołowrotek wywiązał się znakomicie – żyłka bezproblemowo i gładko schodziła ze szpuli, za sprawą naprawdę równego nawoju. Za dnia walczyłem z drobnicą – często meldowały się płocie, małe leszcze i trafił się również mały lin, jednak prawdziwy test czekał go po zmroku. Dobrze dobrana miejscówka leszczowa z możliwością złowienia karpia i amura. Kilogramy kukurydzy, łubinu, konopii i pszenicy w wodzie wróżyły prawdziwe wędkarskie igrzyska. Kołowrotek przez całą noc spisywał się bardzo dobrze i nawet nie pozwolił mi się do niczego doczepić, choć na ogół wędkuję sprzętem co najmniej dwu-trzykrotnie droższym z naprawdę wysokiej półki jakościowej. Całemu testowaniu dramaturgii dodała ulewa, przy której kołowrotki z niższego segmentu często się poddają. Jednak jak na prawdziwego Fightera przystało, młynek od Robinsona się nie poddał i wręcz zadziwiająco dobrze sobie radził. Przebieg godzinowy miał już całkiem spory, pracował przy ciężkich zestawach nie dedykowanych do łowienia z jego użyciem, a nadal nic w nim nie stukało, nie ząbkowało… Szczerze mówiąc, wydało mi się to wręcz podejrzane. Łowiłem jednak dalej. Spławik delikatnie się wyłożył jak to na leszczowe branie przystało, ale w pewnym momencie zrobił konkretny odjazd i zaczęła się zabawa. Na końcu zestawu usiadł karpik po sposobie walki oceniam go na około 5-6kg. Hol siłowy takiej ryby na tak delikatnym zestawie i próba uniknięcia zaczepu skończyła się fiaskiem. Jak to w życiu bywa te największe zawsze się zrywają. Jednak do lasu nie poszedł więc łowimy dalej. W trakcie holu tego karpia wreszcie mogłem się do czegoś doczepić! Hamulec dał rade, „silnik” też się nie poddał i nie musiałem zwijać żyłki rękoma, ale korbka niestety wykonana z grafitu jest bardzo delikatna i w trakcie holu większej ryby, zaczyna lekko się wyginać. Musimy więc liczyć się z tym, że przy większym przyłowie walka odbywa się na luźniej podkręconym hamulcu. Do rana na macie znalazło się jeszcze kilkanaście leszczy w przedziale 35-70cm. kołowrotek ani razu przy nich nie stęknął.

Podsumowanie

Robinson Figter RD to kołowrotek, który kupimy w cenie poniżej 100zł. Od początku oczekiwałem solidności, i choć z początku miałem obawy co do tego młynka, finalnie ją dostałem. Do tego nasz wojownik ładnie prezentuje się w ręku i był w stanie mierzyć się z medalowymi okazami.  Kołowrotek dzięki swojej specyfikacji jest uniwersalny i spisze się bardzo dobrze szczególnie w rękach łowcy, który wędkuje sporadycznie i kombinuje najniższym kosztem wędkowania kilkoma metodami. Kołowrotek od Robinsona oceniam pozytywnie ponieważ spełnił dobrze swoje zadanie i z odpowiedzialnością mógłbym polecić go osobie, która szuka solidnego kręciołka bez szału i zbędnych fajerwerków.

Tekst: Albert Woźniak
Zdjęcia: Albert Woźniak, Marcin Szala

 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.